Gdziekolwiek jesteś
- Sabina otwórz te drzwi... stukanie przybrało na intensywności. Widać, że jego cierpliwość została wystawiona na próbę i niebezpiecznie zbliża się jej kres.
Ocknęła się z zamyślenia, siedzi przed tym lustrem już chyba wieki ... spojrzała w swoje lustrzane odbicie uśmiechem kwitując fakt, że nic się nie zmieniło. Kolejny rok na liczniku życia, ale nie dotknął jej lica ni rudawych lśniących splotów, nie zaszkodził urodzie, która napawa ją dumą, teraz jest z niej zadowolona, teraz...
Rudzielec tak za nią wołali na podwórku, gdziekolwiek się pojawiła dzieciaki wytykały ją palcami. Nie lubiła tego określenia, zalewała ją wściekłość, a matczyne próby bagatelizowania problemu tylko ją nasilały. Dzieciaki z podwórka doskonale wiedziały jak ją doprowadzić do szału. Dowodziła nimi wredna blondyneczka z naprzeciwka, która wraz ze swoją matką niedoszłą miss ziemi jakiejś tam wyznaczały trendy. Na jej znak gromadka podrostków włóczyła się za Sabiną, czasami i cały dzień, wyśpiewując stary szlagier Mari Koterbskiej
Brzydula i Rudzielec
To niby nic, a znaczy wiele,
Niby nic, a spróbujcie raz
Być brzydulą tak jak ja,
Bo ja mam włosy rude,
Nie miedziane, nie kasztan, nie mahoń,
Tylko rude, po prostu rude,
Jak lisia skórka latem
Wówczas była taka nieszczęśliwa, ale ta jej ruda zmora doprowadziła ją do miejsca, w którym nauczyła się wykorzystywać ją jako swój atut. Ze zwierzyny stała się myśliwym, zdobywcą. Wyróżniała się z tłumu, ruda lśniąca burza fantastycznie poskręcanych włosów wyjątkowo udała się Matce Naturze i chociaż minęło już parę dziesiątek lat, nigdy nie musiała robić trwałej ondulacji, korzystać z lokówek czy innych fryzjerskich wynalazków, aby uzyskać efekt kręconych włosów. Z włosami w parze szła jej blada cera upstrzona piegami i oczy iskrzące się jasno-zielonymi refleksami.
W dzieciństwie może rzeczywiście przypominała jakąś jadowitą gadzinę i przezwisko Rudzielec przylgnęło do niej na stałe, chociaż uciekała przed nim. Tak, większą część swojego dziecięcego, młodzieńczego, a nawet dorosłego życia uciekała przed nim i robiła wszystko, by zasłużyć na inne miano. Tak bardzo pragnęła akceptacji, miłości, że godziła się na rzeczy niegodne zupełnie nie mając tego świadomości.
Teraz, gdy jest już przeszłością widzi jak na dłoni, ile pokonała i dokąd dotarła, nie są to jakieś spektakularne sukcesy, ale jest to przełom .... Przełom w jej życiu ... siedzi na wprost swojego lustrzanego odbicia i może powiedzieć ... Witaj w moim świecie, lubię Cię Sabino… powtórzyła raz jeszcze wpatrując się w swoje zielone oczy.
Coś dziwnego działo się za drzwiami, dotychczasowe rytmiczne stukanie przybrało na sile i zatraciło rytm w bezwładnym waleniu i szarpaniu za klamkę. Brakowało tylko okrzyku pomocy, ratunku, pali się czy czegoś innego w tym stylu.
Cokolwiek to było przerwało rozkoszną chwilę, przesłała buziaka swojemu odbiciu i energicznie ruszyła ku drzwiom, ciekawa co to za sprawa niecierpiąca zwłoki ... któż to, ach któż zawitał do mych wrót mruczała pod nosem, otwierając z impetem drzwi łazienki niczym wrota swego zamku. Takiego widoku zupełnie się nie spodziewała.
Adaś ze zbolałą miną, przewracał oczami, machał rękami w geście bezradności i ewidentnie, szykował się do ucieczki. Przed nim stała skulona, zapłakana Dziunia !! Wszystko tylko nie to, Dziunia jej najlepsza przyjaciółka, zmaltretowana i sponiewierana jak zbity pies stoi na progu jej łazienki.
- Dziuńka! Co Ty !! Krzyknęła z braku innych słów i mocno ją przytuliła. Oczywiście czego można było się spodziewać, Adam błyskawicznie chwycił kurtkę przesłał w locie całusa i tyle Go było. No oczywiście, Dziuńka, ze szlochu przeszła w ryk i pozostało podawać jej chusteczki, bo przecież nic w tym stanie nie wypowie.
- No dobrze już, co się dzieje, mów mi natychmiast! Usłyszała ciche smutne westchnienie. Znaczy będzie mówić.
- Zostawił mnie, rozumiesz? Po prostu zostawił?
No teraz to Ona Sabina zbaraniała, zdębiała cokolwiek to znaczy, wytrzeszczyła swoje jaskrawo-zielone oczy i wbiła je niczym dwa widelce wiercąc Dziuńkę na wylot. Niestety, to nie był żart.
- Zostawił powiadasz.
Powtórzyła powoli cedząc każde słowo,
- Zbynio Cię zostawił, toż to szok!!
- Szok, szok, a co ja mam powiedzieć, i dalej w ryk ...
Sprawa beznadziejna, Zbynio przykładny mąż i ojciec, prowadzał Dziunię pod rękę, na każde zawołanie był, usłużny, opiekuńczy, a jaki zaradny. Wszystkie stawiały go zawsze za wzór małżonka no i ojca, bo o Kajtka dbał i zawsze dla niego czas znalazł, a przecież taki czterolatek to potrafi zaszaleć. No, tutaj wsparcie potrzebne,
- Herbatki zaparzę, rzuciła w ostatniej chwili, bo winko już na końcu języka miała, ale przecież ktoś Kajtka z przedszkola musi odebrać,
- Tak, zielonej zaparz,
- Dobrze, będzie zielona,
Nie cierpi tego paskudztwa, ale dzisiaj , niech będzie.
Przy filiżance parującej zielonej herbaty, Dziunia popadła w zadumę. Sabina, patrzy wyczekująco na przyjaciółkę, ale ta jakby nieobecna ...
- Dziunia, opowiadaj, kiedy odszedł?
- Nie wiem.
- Co? jak to nie wiesz?
- Normalnie, nie wiem!
- Matko jedyna, ja chyba zwariuję z Tobą, to skąd wiesz , że odszedł!
- Szlafrok z łazienki zniknął i walizka jedna, taka duża, wydusiła z siebie i dalej wróciła do chlipania ...
- Dziunia, walizka zniknęła, ale co to ma wspólnego ze Zbyniem? Nic nie rozumiem. Wyobraźnia Dziuni, już nie raz namieszała, więc może i tym razem coś sobie na wyrost poskładała.
- Żebyś wiedziała, że ma! Ze złością w głosie obruszyła się Dziunia.
Już trzy dni go nie ma, najpierw myślałam, że służbowo wyjechał i specjalnie się nie martwiłam, bo może gdzieś mi ta wiadomość uleciała. Wiesz przecież, że ta moja pamięć to może i dobra jest, ale bardziej czasami. No to tak sobie kombinowałam, że pewnie mówił tylko mnie coś obok uszu poleciało. A jak na tych swoich wyjazdach jest to o bożym świecie zapomina, to i nawet nie zadzwoni tylko siedzi w tych komputerach i nawet telefonu nie odbierze. Ale tak na wszelki wypadek, zagadnęłam jednego kolegę i drugiego o Zbynia, trochę dziwni byli, ale z tego co mówią to on do tej swojej pracy chodzi jakby nigdy nic, więc pytam się gdzie jest ten mój mąż! Odszedł do jakieś lampucery, jak dwa razy dwa! Co ja teraz sama z tym biednym dzieckiem zrobię? I dalej w ryk ...
No, sprawa wyglądała, rzeczywiście dziwnie, trzeba to jakoś delikatnie i powolutku jedno do drugiego poskładać, Dziunia szlochała, a Ona Sabina zbierała myśli i gorączkowo szukała jakiejś wskazówki od czego zacząć…
Irena Majoch
dalsze części opatrzone są etykietą : Zamieszanie
Życzę wielu inspiracji
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz.
Zawsze was odwiedzam.
Buziaki 😘