Z kimkolwiek rozmawiasz
- Powiedz mi proszę co Ona ma takiego, czego ja nie mam? No co?
Zadawała to pytanie wpatrując się we własne odbicie w olbrzymim barokowym lustrze. Doskonale wiedziała, że lustro jej nie odpowie, bo przecież nie mówi, helooo, przecież wie, że takie rzeczy to tylko w bajkach. Ale mimo tej wiedzy liczyła na jakieś olśnienie, impuls, podpowiedź.
Ogólnie jest zadowolona ze swojego wizerunku, no może nie prezentuje się jak lateksowa seks bomba, ale jak zdrowa kobieta, matka, żona zadowolona z życia, no zadowolona to była jeszcze parę dni temu, zanim odkryła, że mąż ją opuścił. Ale ogólnie niczego jej nie brakuje. Prosta postawa, no może parę kilo przydałoby się zrzucić i zmienić fryzurę. Od lat wygląda tak samo, to fakt nawet nie zauważyła, że wpadła w rutynę, powtarzalność stała się jej drugą skórą.
- No, Zbyniu, może Twoje odejście coś dobrego przyniesie – powiedziała na głos i uśmiechnęła się z ulgą, czując, że właśnie odkryła coś ważnego. On sobie zwyczajnie wyszedł, jakby nigdy nic poszedł do pracy i tyle. Zawsze unikał konfliktowych sytuacji, ale żeby tak bez słowa?
Fakt, po wizycie u wróżki chciała zamordować tę fałszywą zołzę, która ukradła jej męża, ale po wygibasach pod domem francy jednej, trochę otrzeźwiała. No, można było pomysł przespać, jak zawsze namawia ją przyjaciółka Sabina, ale tym razem ogień był za duży. Poleciała więc pod dom tej parszywej Kaśki, bo przecież byli u niej na imieninach ze Zbyniem więc poniosło ją migiem.
Nawet nie wie jak dojechała, ale była na tyle przytomna, żeby nie parkować w jej ogródku, zatrzymała samochód za rogiem i postanowiła najpierw przyjrzeć się okolicy, żeby przypadkiem nikt jej nie przeszkodził.
Jako punkt obserwacyjny wybrała sporą kępę krzaków niemal na wprost domu Kaśki. Umościwszy sobie stanowisko, zobaczyła nadbiegającą Kaśkę. Nie wiedziała, że jędza uprawia w ogóle jakiś sport, a tu proszę, odstroiła się jak stróż w Boże Ciało i przebiera nóżkami sportsmenka, myślał by kto! Jakby tego było mało za tą lafiryndą truchtał zziajany Zbynio w dresiku! Matko Kochana z trudem można było go na spacer wyciągnąć, nie mówiąc już o jakimś wysiłku fizycznym, a tu nagle czerwony jak pomidor truchta za lateksową miss osiedla. No tego to już było za dużo.
Dziunię, aż poderwało z miejsca, może trochę za bardzo poderwało, bo straciła równowagę i runęła bezwładnie trafiając plecami na grząski grunt. Całe szczęście obiekty obserwowane nie zwróciły uwagi na zamieszanie w krzakach, trzaśnięcie drzwi wejściowych, przypieczętowało ich zniknięcie. To był prawdziwy upadek fizyczny i moralny. Ból w plecach dotkliwie poczuła i zaklęła szpetnie, ale na tyle głośno, że przechodząca w pobliżu krzaków starsza Pani z niesmakiem pokręciła głową i rzuciła w jej stronę swoje trzy grosze
- Żeby, tak w biały dzień doprowadzić się do takiego stanu! Jak Pani nie wstyd. Co za czasy…
Dziunia, ani myślała wchodzić w polemikę, starając się doprowadzić do porządku, czuła zażenowanie i rozczarowanie. Pędziła tutaj niesiona zemstą i pragnieniem krwi. A teraz stoi w krzakach jak siedem nieszczęść i nie wie co ma ze sobą zrobić. Przecież taka ubłocona nie pójdzie mordować, bo zwróci na siebie uwagę. Zaczęła przypominać sobie wszystkie przeczytane kryminały, że też nie pomyślała o tym wcześniej. Podstawowa zasada to nie rzucać się oczy, no już tej starszej Pani dobrze się utrwaliła, i pewnie bardzo chętnie będzie opowiadać jak to ją w krzakach widziała.
Trzeba szybko zmienić wygląd! Musi opracować nową stylizację i przede wszystkim stworzyć plan. Sabinka miała rację, żeby nie działać w emocjach, aż strach pomyśleć co by było gdyby Zbynio z tą flądrą widzieli jak Dziunia szamocze się z krzakami.
Spojrzała jeszcze raz w lustrzane odbicie, podniosła hardo głowę i z błyskiem w oko rzuciła
- Ja wam jeszcze pokażę!
Irena Majoch
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz.
Zawsze was odwiedzam.
Buziaki 😘