Powiedz wracam do domu – kimkolwiek jesteś

widok, nad morzem,

- Co za porąbany dzień!! Warknęła pod nosem, wielkie deszczu krople spływały po szybie, zamiast po jej policzkach. Już nie płacze. Mąż odszedł bez słowa, zadekował się u innej bratniej duszy, która okazała się być koleżanką z pracy. Jaką koleżanką?

- Chyba mi rozum odjęło, żeby złodziejkę męża nawet w myślach koleżanką nazywać. Dziunia toczyła swój wewnętrzny monolog przy porannej kawie usiłując wrócić do życia. Ostatni tydzień był ciężki, to właśnie życie wylało na jej rozpaloną głowę kubeł zimnej wody, przywołując ja do porządku. Pokazało co jest w jej życiu najważniejsze, albo raczej kto. Kajtek!! Jej czteroletni synek nagle się rozchorował, 40 stopniowa gorączka, wymioty, duszności i histeria matki, pogotowie to wszystko skondensowane w pigułce paru dni postawiło jej priorytety do pionu i problem ze Zbyniem już nie był problemem.

    Całe szczęście, że Kajtek w ciągu trzech dni doszedł do siebie, jak to powiedział stary doktor, młody silny organizm, ale musi zderzyć się z rzeczywistością. Wiadomo rzeczywistość przedszkolnego życia nie jest prosta i każdy swoje musi przechorować i tyle. Matka Dziuni przy tej okazji znowu błysnęła swoją opiekuńczą gwiazdą i odstawiła histeryczny taniec oznajmiając całemu światu swoją miłość, dramat i cholera wie co jeszcze.

-  Jak ja, mogę być normalna – skwitowała to wspomnienie i powróciła do małżeńskiej myśli obrachunkowej.

- ty przestań gdybać – mówiła jej najlepsza przyjaciółka Sabina, - przecież potrafisz przeanalizować fakty, one są jakie są! Po pierwsze Zbynio się wyprowadził, po drugie unika kontaktu, po trzecie nie łoży na Kajtka

- Sabina przecież to dopiero trzy tygodnie – Dziunia nie wiedząc czemu próbowała bronić Zbynia przed przyjaciółką

- Dziunia, ty go jeszcze bronisz? Przecież to dorosły mężczyzna, który założył rodzinę, przyjął na siebie zobowiązanie i właśnie się z niego wymiksował do tego jak tchórz jakiś!! Nawet nie miał odwagi spojrzeć Ci w twarz i powiedzieć Dziunia to koniec! Tylko po kryjomu spakował się i uciekł to jak ja mam o nim mówić i myśleć?

    Jeszcze na wspomnienie tych słów wypowiedzianych parę dni temu przez przyjaciółkę czuje smutek i dziwny niepokój. Pojawiła się nieprzyjemna myśl, a właściwie pytanie za kogo wyszła, kim był ten jej mąż? Czy stworzyła sobie jakiś idealny obraz i w niego uwierzyła? Nawet nie może tego przegadać z Sabiną, bo zadzwoniła wczoraj wieczorem z wieścią, że wyjeżdża na jakiś czas

- Ale gdzie ty jedziesz, przecież nic ostatnio nie mówiłaś, chyba, że mi coś znowu uleciało – dopytywała się Dziunia

- Nic Ci nie uleciało, wyjazd wyskoczył nagle, wracam do domu, będę dzwonić więc nic się nie martw i nie rób głupot - Sabina była dość oszczędna w słowach, ale dopiero teraz dotarło do Dziuniu co powiedziała przyjaciółka – wracam do domu. Wracam do domu co to może znaczyć? Tego to akurat pewnie szybko się dowie, bo Sabina nie będzie jej trzymać w niepewności. Z drugiej strony gdyby tak na przykład Zbynio powiedział

– Dziunia wracam do domu!

- O matko kochana, krzyknęła na głos, chociaż przecież to tylko jej fantazja, jak mówi Sabina gdybanie… ale mimo wszystko wzbudza emocje. Co ja mam zrobić? Właściwie powinna powiedzieć co zrobię w takiej sytuacji – szybko poprawiła samą siebie.

    Co zrobię? Zadała to pytanie raz jeszcze i o dziwo nie wywołało to eksplozji radości, trochę się zdziwiła, bo do tej pory chyba była przekonana, że to miłość jej życia, że do grobowej deski, że to ten jedyny? Co takiego się stało? Zdradził? Uciekł? Jeszcze parę dni temu takie pytania w ogóle nie pojawiały się w świecie myśli Dziuni, jedyne czego pragnęła to powrotu męża, a teraz zastanawia się czy tego chce? Zesztywniała na chwilę na sama taką myśl? Ale na mała chwilę. Z kim właściwie spędziłam te parę lat? Kimkolwiek byłby Zbynio – to jak mawia Sabina fakty są dwa – jest mężem Dziuni i ojcem Kajtka.

    Tak, to są fakty potwierdzone urzędowo, są na to papiery i basta.  Natomiast co do reszty to już będzie gorzej, bo w emocjach i tym psychoanalitycznym bełkocie, to już się raczej pogubi. Sabina jest potrzebna bezwarunkowo. To stwierdzenie było taką przysłowiową kropką nad „i”,  które rozwiązało poranne Dziuni dylematy. Odetchnęła z ulgą czując, że pozbyła się właśnie jakiegoś ogromnego ciężaru, uśmiechnęła się do siebie a do niej uśmiechnął się dzień. Słońce wyjrzało zza chmur,  jego promienie już tańczyły po szybie pochłaniając niedobitki deszczowych kropel.

- Jasny gwint, to jednak prawda, że po deszczu zawsze przychodzi słońce – zaśmiała się radośnie do swojej jakże odkrywczej myśli…

Irena Majoch

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak spełniać marzenia? 4 proste kroki do szczęścia.

Projekt Twój Friend - przyjaciel do wynajęcia na pogaduchy

Wypełnianie ankiet - prosty sposób na dodatkowy zarobek