Niedzielny luz
Niedzielne odpoczywanie
Pewnie myślisz, że skoro niedziela to wpisu nie będzie? A tu niespodzianka cykl Zapiski poranka leci bez przerwy każdego dnia świątek piątek czy niedziela o godzinie 10,00 wpada kolejny zapisek. Znajdą się tacy co pomyślą niedzielna praca w pył się obraca, a drudzy dodadzą niedziela jest na odpoczynek przeznaczona, natomiast trzeci powiedzą o jak fajnie jest co poczytać przy niedzielnej kawie.
Wszyscy macie rację, każdy ma swoje przekonania i nic nikomu do tego. Natomiast moje pisanie, nie jest moją pracą!! To moja pasja, przyjemność i uwielbiam to robić. Naukowe definicje potwierdzają, że wykonywanie czynności, które sprawiają przyjemność to właśnie odpoczynek. Nie szukajmy więc dziury w całym i przyjmujmy to co nam świat daje z uśmiechem, nie zawadzi też podziękować.
Piszę, bo lubię…
Bardzo mi się podoba stwierdzenie, pisze bo lubię, o wiele bardziej niż palę bo lubię! Dlaczego takie zestawienie? Odpowiedź jest prosta dawno, dawno temu… byłam osobą palącą, gdy zawitał do nas duch kapitalizmu, zawiało nowymi trendami także z nurtu zdrowego trybu życia, bardzo modne stało się rzucanie palenie.
Jak grzyby po deszczu pojawiali się niepalący i nawracali wszystkich wokół, nieśli to swoje oświecenie niczym misjonarze nawracający ludy pogańskie. Wówczas to, aby nie wysłuchiwać przydługich wywodów na temat szkodliwości palenia, waliłam takiemu misjonarzowi prosto w oczy palę bo lubię, to zamykało dyskusję. Zostawał taki nowo nawrócony sam ze swoimi mądrościami, otwartą paszczęką i wzrokiem pełnym pogardy dla mojego palę bo lubię.
Czasem, gdy wracam wspomnieniami do tych chwil, jest mi trudno uwierzyć, że był taki czas, kiedy paliło się wszędzie!! W autobusie, pociągu, restauracji… obok talerza z zupą stała popielniczka. Teraz ciarki lecą po kręgosłupie na samą myśl, bo brzmi to niewiarygodnie, jest dla mnie nie do pomyślenia, ale wówczas było to normalne jak wiele innych dziwnych rzeczy. Teraz dla odmiany modne stało się pisanie i piszę bo lubię, to bardzo często powtarzana kwestia.
Wolne od pisana
Przez wiele lat miałam wolne od pisania, sięgając pamięcią wstecz mogę powiedzieć, że nie było to przyjemne. Byłam jak tama na którą nacierają kolejne hektolitry spiętrzonej wody, czasami udawało się jej trochę spuścić, ale to miejsce natychmiast wypełniały kolejne pokłady morskiej toni, coraz bardziej rozbrykane i rozpychały się, aż w końcu rozwaliły tamę i ruszyły z hukiem nie oglądając się na nic. Tak się dzieje, gdy odkładasz coś na potem, na lepszy czas albo odpowiednia chwilę.
Nie ma szansy na wolne od czegokolwiek co Ci w duszy gra, cokolwiek to jest wydobędzie się na światło dzienne, prędzej czy później w najodpowiedniejszym czasie. Moje pisanie przełamało tamę i na wolne się nie wybiera, pędzą obrazy, słowa, a palce za nimi ledwo nadążają, ale jest to radosny spływ korytem rzeki, taki w którym z jednego krajobrazu płynnie przenosisz się w kolejny i kolejny… ciągle chcesz więcej… a wolne od pisania to zniewolenie.
Życzę przepięknej wolnej niedzieli
6/365,
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz.
Zawsze was odwiedzam.
Buziaki 😘