Układanie klocków
Beztroska dzieciństwa
Będąc dzieckiem pewnie każdy w mniejszym lub większym zakresie układał kocki różnej maści: plastikowe, drewniane, kolorowe, układanie klocków to była także moja jedna z ulubionych zabaw. Beztroska dzieciństwa dawała moc możliwości i układanie klocków stawało się czasem zajęciem nader poważnym
Z tych różnokształtnych brył można ułożyć niemal wszystko, a wyobrazić sobie jeszcze więcej. Jeśli kształt powoduje jakieś ograniczenia to już wyobraźnia nie ma takich zahamowani. I szary drewniany prostopadłościan może być w jednej chwili wieżowcem, a w następnej mostem.
Nieskończona ilość wariantów
Data urodzenia określa pewien moment rozwoju gospodarczego, politycznego i cywilizacyjnego, mój moment wypadł na szarobury czas socjalizmu, więc nie było ciekawie. Ale beztroska dzieciństwa, tego stanu pierwotnego, nawet bez dostępu do kolorowego zachodniego świata i tak rozkwitła w pełnej krasie.
Oczywiście także uprawiałam klockową budowlankę, o dziwo jak dobrze poszperać w pamięci, to okazuje się że w tym szarym socjalizmu niebycie nawet parę rodzajów klocków udało się rodzicom zdobyć. Piszę zdobyć, bo nie należeli do nadzwyczajnie uprzywilejowanej kasty partyjnej. Ojciec miał twardy charakter, te jego zasady zupełnie nie przystawały do świata w którym wszystko trzeba było „załatwiać”.
„Załatwianie” to słowo było na porządku dziennym, jak się później przekonałam, bo sama byłam kiepska w tym załatwianiu i gdyby nie moja matka to jednego roku nawet butów na zimę nie miałam, bo nie udało się kartki na buty zrealizować. Matka była bardziej zapobiegliwa i jej zmysł organizacyjny sprawiał, że w lodówce było coś więcej niż światło – no i że w ogóle ta lodówka była.
Toteż mój klockowy świat, może nie był tak zasobny jak niektórych dzieci z sąsiedztwa, ale ojciec do partii zapisać się nie chciał, mimo że często był do tego namawiany obietnicami błyskotliwej ścieżki kariery i sloganem „takich ludzi nam trzeba", to i tak układanie klocków potrafiło wciągnąć na całe godziny.
Z malutkich plastikowych czerwonych klocków powstawały bardzo realistyczne kompozycje dorosłego świata, jak sobie wyobrażałam przyszłe życia. Były to godziny tworzenia idealnego życia bez zakazów, nakazów taki raj bez grzmotów a jedynie uśmiechy i radość, nawet jeśli zdarzyło się potknięcie to nikt na nikogo nie krzyczał nie groził palcem, tylko łagodnie zachęcał do poprawy. Taka zabawa w dom tak wciągała, że czasem i pół dnia przeleciało.
Natomiast klocki drewniane to już była inna liga, tu wyobraźnia wciągała, wyrywała z korzeniami z tego realnego świata w odlotową nierealność. Chociaż te klocki były zupełnie bez koloru, to ich magia nadawała im dowolne barwy i kształty – jakie tylko chciałam.
Teraz można zakupić takie drewniane klocki o różnych kształtach i kolorach, skala możliwości jest olbrzymia wszystko zależy od zasobności portfela. Ale i tak cała reszta to fantazja małego człowieka który z tych kształtów zbuduje jakiś fantastyczny świat.
Zapomnienie
Drewniane klocki jak wiele innych zabawek poszły w kat i zapomnienie, bo przecież świat zaczął dostarczać nowych atrakcji. Ale czy te nowe atrakcje tak bardzo różniły się od moich klocków? Z perspektywy czasu widać jak na dłoni, jak często trzeba było układać od nowa i od nowa, życiowe klocki, bo cała misternie utkana konstrukcja waliła się i kolejna życiowa lekcja była do powtarzania.
Okazuje się, że te szarobure drewniane klocki były niezłą pożywką dla wyobraźni, może dzięki nim udało się jej przetrwać i nawet dorosły świat nie zdołał jej zdeptać do cna, ogłupić blichtrem i omamić ulotnymi obietnicami.
Irena Majoch
59/365,
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz.
Zawsze was odwiedzam.
Buziaki 😘